Wydawać by się mogło, że
ten dzień będzie taki sam jak poprzednie — przepełniony misjami i nowymi
zadaniami do wykonania. Jednak to tylko pozory. W rzeczywistości było zupełnie
inaczej. Wszystko za sprawą pracowników Departamentu Magicznych Gier i Sportów,
którzy od rana rozsyłali tajemnicze paczki do wszystkich czarodziei pracujących
w Ministerstwie Magii. Pudełka latały między gabinetami jak małe samoloty,
którymi zazwyczaj przekazywano sobie ważne informacje. Przyjęło się, że
prezenty od pracowników wspomnianego wyżej departamentu należy po prostu
ignorować. Mieli oni w zwyczaju rozsyłanie swoich genialnych wynalazków
przynajmniej raz w miesiącu, ale większość z nich była niestety bezużyteczna.
Jednak nikt nie spodziewał się tego, że gra, która znajduje się w tych
brązowych skrzynkach, na długo zagości w gabinetach pracowników Ministerstwa
Magii.
Oczywiście gra trafiła
także w ręce Ministra Magii, który właśnie siedział przy biurku i sceptycznie
patrzył na otwartą skrzynkę i Marcusa Mixona — pracownika Departamentu
Magicznych Gier i Sportów, który nawiedził go z samego rana, zakłócając tym
samym spokój, o którym minister tak długo marzył. Najgorsze w tym wszystkim
było to, że jego podwładny uśmiechał się od ucha do ucha, doprowadzając tym
Kingsleya do szału. Mixon był dość dziwnym człowiekiem, który niewiele sobie
robił z komentarzy dotyczących jego osoby. Ubierał się ekstrawagancko i był
zapalonym naukowcem, który postawił sobie za cel zrewolucjonizowanie
czarodziejskiej cywilizacji. Większość czarodziei uważała go za dziwaka, ale on
odpowiadał im szerokim uśmiechem, który momentami mroził krew w żyłach.
Między mężczyznami
zapanowała niezręczna cisza. Kingsley nie miał ochoty wysłuchiwać wywodów
Mixona o zaletach jego nowego wynalazku, a Mixon pragnął jedynie zarazić
ministra swoim optymizmem, co w obecnej sytuacji wydawało się niewykonalne. Ale
postanowił podjąć wyzwanie.
Uśmiechnął się szeroko, co
spotkało się z pełnym pogardy spojrzeniem jego rozmówcy.
— Panie ministrze, zapewne
przeczuwa pan, że to kolejny genialny wynalazek, który nie przetrwa na rynku
nawet tygodnia.
Kingsley skinął głową, ale
nie odezwał się ani słowem, dlatego Marcus kontynuował.
— Z czystym sumieniem mogę
zapewnić, że tym razem będzie inaczej. Dlaczego? Już wyjaśniam. Gra Wieża Hogwartu nie jest kolejnym bublem,
tylko idealnym odzwierciedleniem mugolskiej chińskiej gry o nazwie Jenga.
Mugole potrafią grać w nią godzinami i od lat im się nie znudziła. Oczywiście
dodaliśmy coś od siebie. Głównie dlatego, że jesteśmy czarodziejami i możemy zmienić
kilka rzeczy. Jednak najlepiej jest to wyjaśnić na przykładzie, dlatego
chciałbym żeby pan ze mną zagrał.
Minister otworzył szeroko
oczy, myśląc że się przesłyszał.
— Słucham? — zapytał
całkowicie oniemiały.
Mixon usiadł wygodniej na
krześle.
— Chciałbym żebyśmy
zagrali w tą grę. Wtedy lepiej pan ją zrozumie i istnieje duża szansa, że się
panu spodoba.
Kingsley myślał, że nic
nie jest w stanie go zaskoczyć, bo wiele już widział w swoim życiu. Jednak
pozory mylą. Mixon był bardziej bezczelny niż się wydawało. Zamyślił się
chwilę. Z jednej strony mógłby odmówić i wyrzucić go ze swojego gabinetu, ale z
drugiej domyślał się, że mężczyzna nie odpuści i będzie go gnębił, dopóki nie
spełni jego prośby. Nie chciał po raz kolejny się z nim użerać, dlatego postanowił
poświęcić mu kilka minut.
Warknął z irytacją.
— Dobrze, ale streszczaj
się, bo nie mam całego dnia — powiedział całkowicie zrezygnowany.
Mixon aż podskoczył z
ekscytacji i sięgnął po brązową skrzynkę, która stała naprzeciwko ministra.
Wyrzucił jej zawartość na blat i zaczął objaśniać zasady.
— Bardzo dobra decyzja,
panie ministrze. Teraz krótko wyjaśnię zasady Wieży Hogwartu. Jak sama nazwa wskazuje polega ona na zbudowaniu
jak najwyższej wieży z klocków dołączonych do zestawu. Podzielona jest na dwa
etapy: w pierwszym budujemy wieżę, układając na każdym poziomie po trzy klocki.
Zaczął szybko budować
wieżę z drewnianych klocków. Poziomy powstawały w zawrotnym tempie, powodując
coraz większą irytację Kingsleya. Przez chwilę nawet zapragnął mu pomóc, ale
trwało to bardzo krótko. Zauważył, że Marcus zostawił na biurku granatowy
klocek. Mimowolnie wskazał go palcem, co mężczyzna skomentował krótkim
chichotem.
— Granatowy klocek należy
położyć na samym szczycie wieży na środku. W tym momencie pierwszy etap gry
mamy za sobą. Wydaje się banalna, prawda? Cóż, to tylko pozory, bo teraz
zaczyna się prawdziwa gra i tym samym drugi etap. Teraz także budujemy kolejne
poziomy wieży, ale możemy korzystać tylko z klocków, które znajdują się po
środku wybudowanych już poziomów. Trudność polega na tym, że jeśli gracz za
długo się zastanawia, klocki znikają. Dodatkowo klocki można wyjmować ze środka
używając tylko jednej ręki.
— Zapewne wygrywa ten, kto
na szczycie ułoży granatowy klocek? — zapytał głośno Kingsley.
Mixon skinął głową.
— Dokładnie tak, panie
ministrze. Granatowy klocek na szczycie wieży zamieni się w daszek.
Minister uśmiechnął się
kpiąco i oparł się wygodnie o fotel, zakładając ręce pod boki. Musiał przyznać,
że ta gra wydawała się brzmieć sensownie, ale zastanawiało go to, co może być w
niej takiego rewolucyjnego?
— Cóż, nadal nie wiem, co
jest takiego wyjątkowego w tej grze. Wydaje się być dziecinnie prosta.
Marcus spojrzał na niego z
wyrzutem.
— Pozory mylą. Ta gra nie
jest taka łatwa jak się wydaje. Moi pracownicy potrafili grać w nią godzinami.
Kingsley prychnął z
irytacją.
— Tak, tylko twoi
pracownicy dostają za to godziwą zapłatę i to należy do ich obowiązków.
— Widzę, że nadal jest pan
wrogo nastawiony. Ale jestem przekonany, że pana opinia się zmieni, gdy
rozegramy partyjkę.
Minister popatrzył na
niego jak na wariata, ale niechętnie skinął głową i rozpoczęli drugi etap gry.
Na początku wszystko szło gładko. Kingsley sprawnie wyciągał klocki ze środka
poziomów, starając się nie psuć zbudowanej wcześniej konstrukcji. Jednak schody
zaczęły się wtedy, gdy zniknął pierwszy klocek. Nie było wiadomo dlaczego
właściwie tak się stało, ale obaj mężczyźni w ogóle się tym nie przejęli. To
był ich błąd. Gdy przyszła kolej Marcusa, nagle na niższym poziomie pojawił się
klocek, który zniknął kilka sekund później i zaczął niemiłosiernie drgać,
naruszając całą konstrukcję. Mężczyźni próbowali przytrzymać wieżę, ale
niestety runęła na blat biurka.
Minister zmroził wzrokiem
swojego podwładnego, który w odpowiedzi uśmiechnął się przepraszająco.
— Zapomniałem wspomnieć,
że znikające klocki mogą się pojawić w każdej chwili i drgając zniszczyć całą
konstrukcję.
— Co ty nie powiesz,
Mixon. Zabieraj stąd tą grę, to idiotyczne!
Mężczyzna siedzący przy
biurku znowu lekko się uśmiechnął i zaczął bawić się guzikiem u swojej
marynarki.
— Jest jeszcze jedna
sprawa, o której panu nie powiedziałem… — zaczął.
— Jaka?
— Nie można tak po prostu
przerwać tej gry. Z klocków musi powstać stabilna wieża, a jeśli przerwiemy ją
w tym momencie…
— To co? Co może się wtedy
stać?
— Klocki ożyją i zamienią
się w małe elfy, które mówiąc krótko zrobią małą rozróbę na pańskim biurku.
Kingsley zamrugał dwa
razy.
— O czym ty mówisz?
Kiedy to powiedział,
usłyszał przeraźliwy pisk i spojrzał na swoje biurko. Siedziały tam małe elfy i
patrzyły na niego, szeroko się przy tym uśmiechając. Potem największy z nich
gestem ręki zwołał wszystkie do siebie i zaczął coś im tłumaczyć. Minister
przyglądał się temu z zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Elfy gawędziły w
nieznanym mu języku i nagle rzuciły okrzyk bojowy, po czym rozproszyły się na
całym biurku. Wtedy dopiero się zaczęło. Stworzenia siały spustoszenie. Biły
się o ołówki, przerzucały luźne kartki, zasłaniały zdjęcia i przeraźliwie przy
tym piszczały. Mężczyzna popatrzył na Mixona, który był blady jak ściana i
wyglądał tak, jakby chciał stąd uciec.
— I co teraz?! — wrzasnął
Kingsley, próbując przekrzyczeć małe bestie.
Marcus przełknął ślinę i
powiedział:
— Są dwa sposoby. Można to
po prostu przeczekać i modlić się o to, żeby wszystkiego nie zepsuły, albo
powiedzieć głośno „Zbudujmy Wieżę Hogwartu!” Kiedy testowaliśmy ta grę, ta
komenda na nie działała. Może tym razem też tak będzie.
— Kpisz sobie, prawda?
— Nie, nigdy w życiu!
— Twierdzisz, że ta
komenda wystarczy, żeby zakończyć tą szopkę?
Mixon skinął głową.
Kingsley schował twarz w
dłoniach. Ta sytuacja była wręcz absurdalna. Najpierw grał w grę z tym
niezrównoważonym psychicznie człowiekiem, a teraz po jego biurku biega stado
rozwydrzonych elfów, których głównym celem jest demolka na jego biurku. Nie
może pozwolić na to, żeby trwało chociaż sekundę dłużej. Musiał działać.
Westchnął przeciągle.
— Trzeba wreszcie skończyć
ten cyrk. Ja mam im wydać komendę?
Mixon pokręcił głową.
— Nie, razem musimy to
powiedzieć, bo wtedy będą wiedziały, że nie gra pan sam.
Minister machnął ręką.
— Dobrze. Miejmy to za
sobą. Na trzy. Raz, dwa, trzy…
— Zbudujmy Wieżę Hogwartu!
— wrzasnęli obaj.
Początkowo nic się nie
zmieniło i elfy demolowały biurko ministra, ale sekundę później usłyszały
wypowiedziane słowa i ustawiły się w szeregu. Huknęło i stworzenia zamieniły
się w drewniane klocki, a mężczyźni odetchnęli z ulgą.
— Masz szczęście, że
podziałało — powiedział minister, patrząc na Mixona, który znowu miał na twarzy
ten idiotyczny uśmieszek.
— Testowaliśmy różne
komendy i tylko ta na nie działa — wyjaśnił mężczyzna.
Kingsley nie chciał dłużej
słuchać jego wywodów, dlatego machnął ręką żeby go uciszyć.
— Już to mówiłeś. Nie mam
czasu na twoje wywody. Zagramy jeszcze raz, a potem wyjdziesz stąd nie
oglądając się za siebie, zrozumiano?
Marcus pospiesznie skinął
głową i zaczął układać wieżę od zera. Jednak nie robił tego zbyt szybko,
dlatego minister do niego dołączył. Parę sekund później połowa wieży stała na
środku biurka, a mężczyźni ustalali, który pierwszy zaczyna. Kiedy wszystko
uzgodnili, Kingsley przysunął się bliżej, żeby mieć lepszy dostęp do pierwszego
poziomu wieży. Powoli wysunął środkowy klocek, spojrzał na drugą stronę i już
miał wziąć go do ręki, ale nagle usłyszał znajomy głos:
— Cześć wujaszku, ja tylko
na chwilę. Przyszłam do Hermiony, muszę jej opowiedzieć o rozpoczęciu roku.
Mówię ci, było niesamowicie… ale zaraz, Merlinie, co ty wyprawiasz?
Obaj mężczyźni spojrzeli w
kierunku skąd dobiegał głos i zobaczyli Olivię Morgan stojącą nieopodal
kominka, przez który zapewne weszła do gabinetu. Patrzyła na nich z
zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Cóż, nie można było się jej dziwić, ponieważ
taki widok nie zdarza się często. Chcąc zachować twarz, Kingsley wyprostował
się na krześle i popatrzył na nią z wyższością, co skwitowała krótkim śmiechem.
Pokręcił z dezaprobata głową i spojrzał na swoje biurko. Niestety wieża, którą
niedawno wybudował wraz z Mixonem rozleciała się w drobny mak. Przeniósł wzrok
na swojego rozmówcę, który skulił się w sobie i wyglądał tak, jakby chciał stąd
uciec.
Olivia podeszła do biurka
i wzięła do ręki jeden z klocków, ignorując zirytowane spojrzenie swojego wuja.
Obejrzała go ze wszystkich stron i zapytała:
— Czy wy graliście w
Jengę?
Mężczyźni popatrzyli na
nią szeroko otwartymi oczami.
— Skąd znasz Jengę? —
zapytał Mixon.
Dziewczyna uniosła jedną
brew i otaksowała go wzrokiem. Wyglądał dość komicznie w tym jaskrawym
garniturze. Mężczyzna zauważył jej nieufny wzrok. Wstał z krzesła i podszedł do
niej.
— Gdzie moje maniery.
Bardzo przepraszam, nazywam się Marcus Mixon i jestem pracownikiem Departamentu
Magicznych Gier i Sportów — powiedział, ujmując dłoń dziewczyny.
Uśmiechnęła się lekko, a
jej policzki zaróżowiały.
— Olivia Morgan,
siostrzenica Ministra Magii.
Mężczyzna skinął głową.
— Bardzo mi miło pannę
poznać. Właśnie pokazywałem ministrowi grę, którą stworzyłem razem z moimi
współpracownikami. Odpowiadając na zadane pytanie, nie graliśmy w Jengę,
chociaż jestem bardzo mile zaskoczony tym, że zna panna tą mugolską grę. Nie
śmiem pytać skąd, bo w sumie to nie moja sprawa, ale jestem bardzo ciekawy.
Dziewczyna wzruszyła
ramionami.
— Kiedy mieszkałam we
Francji często razem z rodzicami w to graliśmy.
Mixon bez uprzedzenia
klasnął w dłonie, a Olivia jęknęła z szoku.
— We Francji! Widzi pan,
panie ministrze, Jenga jest popularna na całym świecie! — wrzasnął mężczyzna
głosem pełnym pasji.
Dziewczyna wymieniła
porozumiewawcze spojrzenia z wujem i oboje jednoznacznie stwierdzili, że Marcus
ma coś z głową. Kingsley poruszył sugestywnie brwiami, informując siostrzenicę,
że on się tym zajmie, co skomentowała lekkim wzruszeniem ramionami.
Chrząknął, zwracając na
siebie uwagę swojego podwładnego.
— Mixon, proszę cię,
opanuj się. Jestem świadomy tego, że ta gra jest tak popularna. Wszyscy dobrze
wiemy, że mugole mieszkają w każdym kraju na tym świecie, więc nie ma w tym nic
odkrywczego.
Mężczyzna trochę
zmarkotniał i usiadł na swoim krześle.
— No tak, w sumie ma pan
rację, panie ministrze. Zresztą jak zawsze.
Olivia prychnęła pod
nosem.
— Lizus — wyszeptała.
Kingsley posłał jej
mordercze spojrzenie, ale widziała, że kąciki jego ust drgają lekko. Wzruszyła
ramionami i wskazała ręką drzwi.
— To ja już pójdę do
Hermiony, a wy tu sobie… grajcie. Nie będę wam przeszkadzać.
— Nie przeszkadza nam pani
— powiedział Mixon, oferując jej puste krzesło. — Zapraszamy do gry! Im więcej
graczy, tym lepsza zabawa.
Kątem oka zerknęła na
wuja, który prawie niezauważalnie pokręcił głową. Wiedziała, że ma ochotę
wyrzucić tego faceta ze swojego biura i tylko czeka na to, aż będą tu sami i
będzie mógł bez oporów się go pozbyć. Potem przeniosła wzrok na Marcusa i
uśmiechnęła się przepraszająco.
— Nie, dziękuję. Naprawdę
się śpieszę. Muszę przekazać coś bardzo ważnego mojej… znajomej.
Mężczyzna westchnął
przeciągle i lekko skinął głową.
— No dobrze, rozumiem.
Może innym razem się uda.
— Zobaczymy. To do
widzenia — powiedziała, stając przy drzwiach.
Mixon usiadł przy biurku i
zaczął układać klocki, mamrocząc coś pod nosem. Kingsley uchwycił rozbawione
spojrzenie swojej siostrzenicy, która uśmiechnęła się szeroko i dodała:
— Udanej zabawy, wujku.
Po czym wyszła na
korytarz, nie czekając na jego reakcję, jednak domyśliła się, że w tym momencie
miał ochotę zapaść się pod ziemię.
Hermiona przełożyła
książki z szafki na biurko i zaczęła je segregować. Najpierw pomyślała, że
dopasuje je kolorami, ale potem stwierdziła, że to niezbyt dobry pomysł i
najlepiej by było, gdyby zostały ułożone tematycznie. Oczywiście w między
czasie każdą z nich przejrzała, tak dla sentymentu.
Akurat stała, trzymając w
ręce książkę do runów, kiedy do gabinetu wszedł Draco. Spojrzał na nią
sceptycznie, ale nie odezwał się ani słowem tylko przeszedł do swojego biurka i
usiadł na krześle. Stąd bez skrupułów mógł przyglądać się jej poczynaniom. Była
tak zajęta swoim pasjonującym zajęciem, że nie zauważała tego, co dzieje się
wokół niej.
Wyciągnął się na fotelu i
patrzył. Właśnie z namaszczeniem położyła na szafce książkę ze starożytnych
runów. Domyślał się, że tak samo będzie reagowała na każdą księgę ze swojego
zbioru, dlatego postanowił to przerwać.
Chrząknął, chcąc zwrócić
na siebie jej uwagę, jednak zignorowała go i postawiła na szafce kolejną
książkę. Wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem i założył ręce pod boki.
— Granger, dlaczego nie
użyjesz różdżki, żeby ułożyć te cholerne książki? — zapytał, siląc się na
obojętny ton.
Wzruszyła ramionami.
— Lubię układać moje
książki bez użycia czarów — wyjaśniła.
— Ale to strata czasu!
Powinnaś zająć się czymś ważnym, a nie tracić czas na porządki.
— Niby czym? — spytała
cicho.
Zamyślił się chwilę.
— Czy ja wiem… może
powinnaś zająć się swoją nową misją?
Odwróciła się w jego
stronę i uśmiechnęła się lekko.
— Spokojnie, Malfoy.
Jestem dobrze przygotowana.
— Nie sądzisz, że powinnaś
pomyśleć o tym, w jaki sposób się dopasujesz? Chodzi mi o to, że jesteś trochę
starsza od tych wszystkich studenciaków i możesz czuć się niezręcznie w ich
towarzystwie.
Odłożyła książkę i wyszła
zza biurka. Stanęła naprzeciwko niego, opierając się o blat.
— To, że jestem od nich
odrobinę starsza nic nie znaczy. Po prostu pójdę tam i wbiję się w tłum.
Zresztą na inauguracji roku i tak nie będę się za bardzo wyróżniać spośród
tysięcy studentów.
Posłał w jej kierunku
kpiący uśmiech.
— Cóż, nie wątpię, ale
muszę cię zmartwić, bo o ile wiem inauguracja roku ma być pierwszego
października, prawda?
Przytaknęła.
— No tak, jutro.
— A dzisiaj mamy?
Wskazał ręką kalendarz
stojący na biurku. Hermiona popatrzyła na niego i otworzyła szeroko oczy.
— PIERWSZY PAŹDZIERNIKA! —
wrzasnęła.
— No właśnie. Zastanawia
mnie jedno: jak to się stało, że Hermiona Granger zapomniała o tak ważnym dniu?
Kobieta szybko chwyciła
swój gruby notes i zaczęła go kartkować.
— Merlinie, jestem pewna,
że to zapisywałam. Nawet prosiłam ciebie, żebyś mi przypomniał, ale jak zwykle
to zignorowałeś! Nie rozumiem, przecież zapisywałam — łkała.
Wertowała notes i wreszcie
zatrzymała się na odpowiedniej stronie. Przeczytała bezgłośnie notatkę i
popatrzyła na swojego współpracownika, który uśmiechał się do niej bezczelnie.
— To nie jest śmieszne,
Malfoy! Ja wiedziałam, że inauguracja roku będzie dzisiaj, nawet mam to tu
zapisane. Dlaczego mi nie przypomniałeś?! — zapytała z wyrzutem w głosie.
Wzruszył ramionami, a jego
uśmiech się poszerzył.
— Nie pytałaś, więc nie
chciałem się wychylać, bo powiedziałabyś, że ciebie nękam.
Warknęła i uderzyła się w
głowę notesem.
— Merlinie, daj mi siłę!
Dlaczego muszę dzielić pokój z takim kretynem? — wymamrotała, patrząc w sufit.
Nagle drzwi do gabinetu
otworzyły się na całą szerokość i stanęła w nich Olivia.
— O Morgan, jak dobrze, że
jesteś. Jak zwykle w samą porę — powiedział Draco, machając do niej ręką.
Dziewczyna rozejrzała się
po pomieszczeniu, nic nie rozumiejąc. Malfoy siedział przy swoim biurku cały w
skowronkach, a Hermiona wyglądała tak, jakby chciała zapaść się pod ziemię.
Pospiesznie zamknęła drzwi i usiadła na najbliżej stojącym krześle.
— Cześć, Hermiono. Coś się
stało? — zapytała, spoglądając z troską na kobietę.
Brunetka jęknęła i usiadła
na fotelu.
— Czy dzisiaj było
rozpoczęcie roku akademickiego? — spytała cicho.
Olivia skinęła głową.
— Tak, było i nawet
dziwiłam się, że ciebie nie ma. Coś cię zatrzymało? Wydawało mi się, że miałaś
na nie iść, przynajmniej tak mówił Harry.
Hermiona uniosła brew z
zaskoczeniem.
— To Harry o tym wiedział?
— dopytywała.
— No tak, przecież
niedawno byliśmy wszyscy u wujaszka i uzgadnialiśmy szczegóły. Nie pamiętasz?
To było chyba tydzień temu tuż po naszej lekcji zaklęć.
Była Gryfonka wpatrywała
się w jeden punkt. Nie miała pojęcia, jak to się stało, że zapomniała o tak
ważnej uroczystości. Przecież nie powinna o tym zapominać! Ona zawsze pamięta o
wszystkim. Cóż, do czasu…
Przeniosła wzrok na Olivię
i jęknęła.
— Cóż, wstyd się przyznać,
ale ja… ja po prostu zapomniałam o dzisiejszej uroczystości.
Dziewczyna myślała, że
żartuje, ale kiedy zobaczyła jej pełne wyrzutów sumienia spojrzenie,
zrozumiała, że mówi prawdę. Przez chwilę się w nią wpatrywała, ale jakiś czas
później uśmiechnęła się szeroko.
— Oh, daj spokój Hermiono,
w sumie niewiele straciłaś, bo ta uroczystość była dość nudna.
— Naprawdę?
— Tak. Kiedy tam weszłam
zobaczyłam elegancki wystrój i takie piękne wyścielane krzesła. Na suficie
migotały lampy i przez chwilę miałam wrażenie, że są magiczne, bo poruszały się
po osi, ale potem zauważyłam, że jakiś mężczyzna w takim śmiesznym ubraniu nimi
steruje. Sala, w której wszystko się odbyło była bardzo duża. Pamiętam, że
usiadłam na wyznaczonym miejscu pomiędzy dwiema dość sympatycznymi
dziewczynami. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, na podeście stanął starszy
mężczyzna. Na moje oko miał około siedemdziesiątki, bo ledwo trzymał się na
nogach. Ubrali go w jakieś futro i dali berło. Wyglądał dość komicznie.
Hermiona rzuciła jej
ostrzegawcze spojrzenie.
— To rektor uczelni — wtrąciła.
Olivia puściła tą uwagę
koło uszu.
— Zwał jak zwał, fakty są
takie, że jego przemowa omal mnie nie uśpiła. Nie patrz tak, Hermiono. Naprawdę
to była najnudniejsza przemowa w tym stuleciu jak nie w całej historii tej
szkoły. Chciałam stamtąd zwiać, ale nie mogłam, ponieważ siedziałam pośrodku
rzędu i nie chciałam robić z siebie pośmiewiska. Przeczekała tę pasjonującą
przemowę i modliłam się, żeby jak najszybciej skończył gadać.
Draco klasnął w dłoń.
— Widzisz, Granger, było
nudno, więc nic nie straciłaś — oświadczył, dobijając Hermionę jeszcze
bardziej.
Chciała mu coś
odpowiedzieć, ale Olivia była szybsza.
— Właściwie to, przegapiła
coś interesującego. Merlinie, to było obłędne!
Aurorzy spojrzeli na nią
ze zdziwieniem.
— To znaczy? — dopytywała
kobieta.
— Gdy dziadek skończył
mówić, zrobiło się ciemno i myśleliśmy, że to koniec, ale wtedy puścili wiązkę
światła na scenę i zobaczyliśmy, że stoi tam pianino. Domyśliłam się, że ktoś
będzie dla nas grał, ale nie miałam pojęcia kto. Studenci rozglądali się dookoła
siebie i nagle zauważyłam mężczyznę w czarnym fraku. Szedł w stronę pianina,
wyprostowany jak struma. Był bardzo przystojny. Ciemne długie włosy idealnie
pasowały do jego stroju. A jego uśmiech… Merlinie on był cudowny. Nie wiem jak
się nazywa, bo nie zapamiętałam z tych emocji, ale dziewczyny mówiły coś, że
będzie nas uczył gry na pianinie. Także Hermiono, będziemy miały na co
popatrzeć — powiedziała dziewczyna, mrugając do niej okiem.
Słysząc jej słowa, Draco
zakrztusił się własną śliną. Kobiety popatrzyły na niego sceptycznie i
uśmiechnęły się kpiąco, ale nie skomentowały jego zachowania i wróciły do
rozmowy.
— Jutro mamy z nim
pierwsze zajęcia. Mam nadzieję, że przyjdziesz.
Hermiona skinęła głową.
— Oczywiście. Nie mogłabym
przegapić tej lekcji.
Wymieniły porozumiewawcze
spojrzenia i w tym momencie do gabinetu wszedł Harry, uprzednio pukając.
Popatrzył na nie, a potem na pudełko, które trzymał w ręce.
— Cześć, Harry. Co tam
masz? — zapytała Hermiona.
Podniósł wyżej paczkę.
— Dostałem to dzisiaj razem
z pocztą. Wygląda na to, że pracownicy Departamentu Magicznych Gier i Sportów
stworzyli nową grę.
Olivia jęknęła.
— Oh, to ta gra, w którą
Mixon grał z wujaszkiem w jego gabinecie.
— CO?! — wrzasnęli
aurorzy.
Przewróciła oczami.
— Kiedy weszłam do gabinetu
wujaszka, on już tam siedział, a na biurku leżały porozwalane klocki. Wiecie,
nigdy nie myślałam, ze wujek jest taki… rozrywkowy i może z kimkolwiek grać w
Jengę. Nie, to się jakoś inaczej nazywa. Harry, co tam jest napisane?
Mężczyzna zerknął na dołączoną
do pudełka kartkę.
— Ta gra nazywa się Wieża Hogwartu…
— Właśnie! Połóż ją na
biurku, to wyjaśnię wam zasady — poprosiła.
Harry oczywiście bez
wahanie spełnił jej prośbę. Szybko wyjęła małą brązową skrzynkę z opakowania i
zaczęła tłumaczyć.
— Jej zasady są bardzo
podobne do Jengi. Generalnie chodzi o to, żeby zbudować jak najwyższą wieżę z
dołączonych do zestawu klocków. Najpierw układa się pierwszy poziom, tak żeby
na każdym poziomie leżały trzy klocki, ale należy pamiętać, że na samym
szczycie pośrodku ma leżeć innego koloru klocek. W tym wypadku naszym
szczęśliwcem będzie granatowy klocek. Ładny, prawda? Drugi etap gry jest
trudniejszy, ponieważ kolejne poziomy budujemy poprzez wyjmowanie środkowych
klocków z poszczególnych pięter zbudowanej już konstrukcji. Wygrywa ten, kto
ułoży na szczycie granatowy klocek i tym samym zbuduje wieżę Hogwartu.
Aurorzy popatrzyli po
sobie z zaskoczeniem. Cóż, ta gra nie wydawała się być kolejnym bublem tylko
czymś sensownym. Draco wzruszył ramionami.
— Wydaje się prosta —
oświadczył.
Olivia uśmiechnęła się
tajemniczo.
— Cóż, to tylko pozory, bo
jeśli za długo wyjmujesz klocek, może zniknąć i niewiadomo jakich szkód narobi
w dalszej części rozgrywki.
— Nie rozumiem…
Wzruszyła ramionami.
— Zrozumiesz jak w to
zagrasz. Ta gra budzi w ludziach dzikie instynkty. Nigdy nie widziałam wujaszka
takiego nabuzowanego.
Draco spojrzał na
Hermionę.
— O Granger, to coś dla
ciebie. Wreszcie pokażesz swoje prawdziwe oblicze.
Prychnęła pod nosem.
— Zamknij się, Malfoy —
warknęła.
Olivia zorientowała się,
że między tą dwójką panuje napięta atmosfera, dlatego postanowiła rozładować
trochę napięcie.
— To co, gramy? —
zapytała, zacierając ręce.
Harry, Hermiona i Draco
popatrzyli po sobie, a potem w tym samym momencie przytaknęli.
Korytarz Royal Academy of
Music powoli zapełniał się studentami, którzy stali w grupkach i popisywali się
swoim talentami. Zewsząd słychać było śpiewy i dźwięki instrumentów muzycznych.
Wszyscy byli podekscytowani zbliżającym się rokiem akademickim. Ta uczelnia słynęła
z wymagającej kadry wykładowców, którzy doceniali nawet najmniejszy talent i
potrafili wyłuskać z niego wszystko, co najlepsze.
Jednak jedna osoba na
korytarzu czuła się tu bardzo dziwnie. Jak można się tego domyślić, chodzi o
Hermionę Granger, która aktualnie podpierała jedną ze ścian i rozglądała się
dookoła siebie, szukając ratunku z tej beznadziejnej sytuacji, w której się
znalazła. Studenci, którzy zostali tu przyjęci musieli wykazać się wielkim
talentem muzycznym, ale ona go nie posiadała. Owszem umiała grać na pianinie,
ale wątpiła, że wypadnie wiarygodnie. Nie chciała, żeby ktokolwiek uznał ją za
głupią. Zawsze była najlepsza, zawsze wszystko wiedziała i umiała, a ta
sytuacja bardzo ją dołowała i miała ochotę stąd uciec jak najdalej się da.
Spojrzała w stronę drzwi
wyjściowych i w ułamku sekundy stwierdziła, że musi stąd wiać. Szybko zebrała
swoje rzeczy i skierowała się w tamtą stronę, ale nagle ktoś mocno złapał ją za
ramię. Zerknęła za siebie i przełknęła głośno ślinę. Olivia patrzyła na nią
swoim nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem.
— A dokąd to się
wybierasz? — zapytała, unosząc wysoko brew.
Aurorka zmieszała się.
— Do toalety —
odpowiedziała.
Dziewczyna wskazała głową
drzwi do łazienki, które znajdowały się po przeciwnej stronie.
— O ile wiem, znajdują się
tam. Hermiono, czy ty chciałaś uciec?
Odłożyła książki na
parapet i opuściła głowę na dół.
— Cóż, przez chwilę o tym
pomyślałam…
Olivia jęknęła i pokręciła
głową.
— A co ty byś zrobiła na
moim miejscu? Ja tu nie pasuję! Oni, wy… wy wszyscy jesteście utalentowani, a
ja umiem jedynie grać na pianinie! Obawiam się, że sobie nie poradzę i poniosę
klęskę. Ja nigdy nie przegrywam, ale… Merlinie, to jest silniejsze ode mnie! To
był zły pomysł, ja nie powinnam była się na to zgadzać!
Olivia spojrzała na nią z
troską i położyła rękę na jej ramieniu.
— Hermiono, posłuchaj
mnie. To, że nie jesteś tak uzdolniona jak większość studentów, nic nie znaczy.
Sama powiedziałaś, że umiesz grać na pianinie, a to wielka umiejętność. Nie
możesz się poddawać, bo przecież ty nigdy nie przegrywasz. Jesteś silna i dasz
sobie radę! Poza tym dobrze wiesz, że wujaszek poinformował rektora o twojej
misji. Oczywiście nie powiedział mu, że masz mnie chronić przed
Śmierciożercami, ale rektor wie, że będziesz tutaj tylko przez jakiś czas, więc
naprawdę nie musisz się zadręczać. A jeśli nie będziesz czuła się zbyt
komfortowo, albo ktoś będzie ci dokuczał, zawsze możesz mi o tym powiedzieć, a
ja już się zajmę tym delikwentem. Wiesz mi, po rozmowie ze mną, da ci spokój.
Hermiona jęknęła.
— Nadal nie jestem pewna
czy…
Olivia przewróciła oczami.
— Merlinie, dziewczyno,
wyluzuj trochę. Jesteś bardzo spięta.
Kobieta spojrzała na nią
srogo.
— Jestem wyluzowana.
— O tak, właśnie widzę, że
poluzowałaś koka i odpięłaś jeden guzik od bluzki. Wow szalona…
Hermiona prychnęła i
wyprostowała się.
— Nie kpij sobie ze mnie,
dobrze? Ja zawsze tak chodzę do pracy, a przypominam ci, że…
— Tak wiem, jesteś w
pracy, ale myślę, że za bardzo się tym przejmujesz. Powinnaś chociaż spróbować
się zaklimatyzować. Dobrze, że nie założyłaś garsonki, bo wtedy na pewno
byłabyś w centrum uwagi. No co? Nie patrz tak na mnie. Prawda jest taka, że
musisz wyluzować i to od razu. Popatrz na mnie. Czy ja wyglądam na spiętą?
Panna Morgan uśmiechnęła
się szeroko i okręciła w kółko, po czym położyła ręce na biodrach. Hermiona
patrzyła na nią jak zahipnotyzowana i żałowała, że nie jest taka jak ona.
Osiemnastolatka była wesoła, pewna siebie i bezpośrednia, dzięki czemu szybko
poznawała nowych ludzi. Nic dziwnego, że nawet Harry się nią zainteresował.
Westchnęła pod nosem i
pokręciła głową.
— Nie, ty jesteś
wyluzowana i pewna siebie, ale… ja nie potrafię być taka jak ty — odpowiedziała
prawie szeptem.
Olivia podeszła bardzo
blisko.
— Jesteś najmądrzejszą
osobą jaką kiedykolwiek poznałam. Kiedy uczyłam się w Beauxbatons chciałam być
taka jak ty. Zdziwiona? Cóż, nie powinno cię to dziwić, ponieważ po całym
świecie krążyły o was legendy. To ty uratowałaś świat przed Voldemortem! To
dzięki tobie Harry przeżył! Powinnaś być z siebie dumna.
— Jestem, ale to wszystko działo się w
świecie magii, a tutaj jestem nikim…
— Nie możesz tak myśleć! Jesteś cholernie
inteligentna i sprytna. Wujek wybrał ciebie do tej misji, ponieważ zna twoje
umiejętności i wierzy w ciebie. Wszyscy w ciebie wierzymy. Ja, Harry i nawet
Draco. Nie masz pojęcia jak bardzo on ciebie ceni, chociaż tego nie okazuje.
Hermiona zmrużyła oczy.
— O czym ty mów…
— To teraz nie ważne — przerwała jej
dziewczyna, kładąc ręce po obu jej stronach. — Teraz musisz się skupić na
sobie. Wyprostuj się i wejdź do tej sali z podniesioną głową. Dasz radę! Jestem
o tym przekonana.
Aurorka uśmiechnęła się lekko. Olivia
miała rację, musiała w siebie uwierzyć. Możliwe, że początkowo będzie trudno,
ale przecież radziła sobie z trudniejszymi sprawami.
— Dziękuję — powiedziała, patrząc w oczy
dziewczynie, która posłała jej swój firmowy uśmieszek.
— Nie ma za co. Po prostu w siebie uwierz.
Przez chwilę na siebie patrzyły, ale potem
oparły się o parapet i wypatrywały wykładowcy od pianistyki, jednak nigdzie go
nie było. Hermiona zerknęła na zegarek — zaraz powinny rozpocząć się zajęcia.
Nagle pod salą zrobiło się głośno i obie
spojrzały w tamtą stronę. Ktoś otworzył drzwi i studenci wchodzili do środka,
więc dziewczyny do nich dołączyły. Kiedy przeszły przez próg, rozejrzały się po
pomieszczeniu. Było bardzo klimatyczne. Na ścianach wisiały obrazy znanych
pianistów, a pośród nich mnóstwo dyplomów, ale z tej odległości nie dało się
rozczytać do kogo należą. W sali stały trzy pianina i kilka rzędów pojedynczych
krzeseł, gdzie siadali studenci. Hermiona zerknęła na Olivię i zajęły miejsca w
trzecim rzędzie. Wszyscy czekali na wykładowcę, którego niestety nigdzie nie
było widać.
— Myślisz, że przyjdzie? — zapytała Olivia
Hermionę.
Kobieta szybko przytaknęła.
— Oczywiście, że tak. Być może coś go
zatrzymało. Tak się czasem zdarza.
— Albo ktoś — dodała dziewczyna, co
Hermiona skomentowała ostrym spojrzeniem. — No co? Nie widziałaś go, więc nie
wiesz jakie z niego ciacho. Założę się, że każda z kobiet na tej uczelni
chciałaby mieć z nim… indywidualne lekcje. Nie mówię o sobie, oczywiście, bo ja
jestem zainteresowana Harrym, ale… miło będzie na niego popatrzeć. — dodała,
uśmiechając się lekko.
Panna Granger zachichotała, ale nic nie
powiedziała. Zresztą nie miała na to czasu, bo nagle drzwi się otworzyły i do
sali wszedł wykładowca. Od razu skierował się do biurka i zaczął wyjmować swoje
rzeczy, nie patrząc na studentów. Wszyscy wpatrywali się w niego z niesamowitym
przejęciem. Kiedy był gotowy do zajęć, poprawił garnitur i wreszcie na nich
spojrzał.
Wszystkie dziewczęta jęknęły, co mężczyzna
skomentował lekkim uwodzicielskim uśmiechem. Hermiona zmarszczyła czoło.
Wydawało jej się, że gdzieś go już widziała. Te oczy i wyraz twarzy był
znajomy. Nagle ich oczy się spotkały i wtedy jęknęła cicho.
— Merlinie — zapiszczała, zwracając na
siebie uwagę Olivii i wykładowcy, który uśmiechnął się lekko, widząc jej
reakcję.
Hermiona odwróciła wzrok i udała, że
przegląda książkę. Olivia szturchnęła ją w ramię. Spojrzała na nią.
— Co jest, Hermiono?
— Potem ci powiem — wyszeptała.
Dziewczyna rzuciła jej sugestywne
spojrzenie, ale pokręciła głową i popatrzyła przed siebie. Wykładowca przeszedł
na środek sali i chrząknął, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
— Witam was na zajęciach z pianistyki.
Nazywam się David Monk i będę wykładał ten przedmiot. Jak sama nazwa wskazuje,
na tych zajęciach podszkolicie swój warsztat muzyczny i kto wie, może w
niedalekiej przyszłości będziecie… sławni — powiedział, na co kilka osób
zachichotało. — Oczywiście do tego jeszcze daleko, ale będę się starał pomóc
wam, najlepiej jak potrafię. Jednak od razu zaznaczę, że powinniście
przygotować się na ciężką pracę. Gra na pianinie nie należy do najłatwiejszych,
ale to zapewne wiecie. Chciałbym pokrótce opowiedzieć o moim programie
nauczania. Przez pierwszy miesiąc zajmiemy się teorią i historią pianistyki.
Chcę żebyście poznali historię życia największych twórców. Możliwe, że uznacie
to za stratę czasu, ale mylicie się. Ta wiedza będzie bardzo pomocna, szczególnie
na egzaminie, ale o nim opowiem za kilka chwil. Po upływie miesiąca zajmiemy
się praktyką. Będziecie przychodzili na zajęcia indywidualnie, ponieważ nie
jestem zwolennikiem zajęć grupowych. W ten sposób będę mógł skupić się na
waszych umiejętnościach i pomóc wam w osiągnięciu lepszych wyników. Pod koniec
semestru odbędzie się egzamin teoretyczny i praktyczny. Jeśli go zdacie,
będziecie brali udział w bardziej zaawansowanych zajęciach, które odbywają się
na drugim semestrze. Jakieś pytania?
Studenci rozejrzeli się po sobie, ale nikt
nie odważył się zadać jakiegokolwiek pytania. Nawet Hermiona siedziała cicho
jak myszka i starała się nie patrzeć na Davida. Nigdy nie przypuszczała, że to
on będzie jej wykładowcą. Żałowała, że wtedy w restauracji nie zapytała go,
gdzie pracuje. Zmrużyła oczy, próbując sobie przypomnieć tamtą rozmowę. Był
szarmancki i ewidentnie ją uwodził, ale nawet słowem nie wspomniał o swoim
zawodzie. Przynajmniej ona tego nie pamiętała.
Zerknęła na niego. Stał obok biurka i
szukał czegoś pośród dokumentów. Nagle podniósł wzrok i spojrzał prosto na nią.
Prześwietlał ją wzrokiem i nie wyglądał na przerażonego tą sytuacją. Wręcz
przeciwnie, wyglądał na rozbawionego. Jej jednak nie było do śmiechu. Miała
ochotę zapaść się pod ziemię.
Olivia przyglądała się kobiecie, nic nie
rozumiejąc. Wreszcie nie wytrzymała i przybliżyła się do niej.
— Hermiono, powiedz mi wreszcie, o co
chodzi. Ty go znasz? — zapytała półgębkiem.
Aurorka przełknęła ślinę i lekko skinęła
głową.
— Cóż, jakiś czas temu byłam w Chez Antoinette i
on też tam był. Nie wiem jak to się stało, ale… zaczęliśmy rozmawiać i…
— Byłaś z nim na randce?!
— pisnęła dziewczyna prawie bezgłośnie.
Hermiona rzuciła jej
karcące spojrzenie.
— Nie, oczywiście, że nie.
To nie była randka tylko kolacja. Ale do niczego między nami nie doszło —
odpowiedziała.
— Merlinie! Nie
przypuszczałam, że taka jesteś — dodała Olvia, uśmiechając się lekko.
— Jaka?
— Hmm… towarzyska?
Hermiona prychnęła i
założyła ręce pod boki, a Olivia parsknęła śmiechem, zwracając na siebie uwagę
wszystkich studentów i wykładowcy, który posłał obu kobietom znaczące
spojrzenie.
— Widzę, że panie prowadzą
dość ożywioną dyskusję. Można wiedzieć o czym?
Hermiona zerknęła na
Olivię, która zaczerwieniła się i zaśmiała nerwowo. Przełknęła ślinę i
spojrzała na niego.
— Cóż, rozmawiałyśmy o…
wystroju sali. Jest taki klimatyczny.
David przez chwilę na nią
patrzył i próbował stłumić uśmiech, ale ona wiedziała, że go to bawi. Zresztą
nie można było mu się dziwić, ponieważ jej odpowiedź była wręcz absurdalna.
— Interesujące — mruknął.
— Dobrze, teraz zajmiemy się pierwszym tematem. Dzisiaj chciałbym wam
opowiedzieć o fortepianie, którego początki sięgają siedemnastego wieku. Wtedy
zaczęto produkować coraz lepsze instrumenty muzyczne, głównie dla rodzin
królewskich.
Spojrzał na studentów.
— Radziłbym notować.
Wszyscy sięgnęli po
notatniki. Hermiona ostatni raz zerknęła na Davida i była święcie przekonana,
że mrugnął do niej okiem.
Godzinę później zajęcia
się skończyły i studenci zaczęli wychodzić na korytarz. Hermiona ociągała się z
wyjściem, ponieważ chciała porozmawiać z Davidem. Olivia popatrzyła na nią
wyczekująco i ponagliła gestem ręki.
— Hermiono, idziesz?
Trochę mi się spieszy — powiedziała cicho.
Aurorka spojrzała na nią
kątem oka, ale nadal wolno pakowała książki do torby.
— Możesz iść, jeśli nie
masz czasu. Chciałam porozmawiać z Davidem — odpowiedziała.
Olivia uniosła brwi z
zainteresowaniem.
— Niby o czym?
Hermiona wzruszyła
ramionami.
— No wiesz, o tej sytuacji
i w ogóle…
— Przecież ty nie musisz
mu się tłumaczyć! — wrzasnęła dziewczyna, ale widząc karcący wzrok kobiety,
dodała cicho: — Jesteś dorosła i masz prawo być gdzie chcesz. Ale oczywiście
nie będę ci tego zabraniać, ale proszę cię o jedno — uważaj na siebie.
Hermiona posłała jej lekki
uśmiech.
— Dziękuję. Ty także
uważaj. Spotkamy się jutro w Ministerstwie.
Dziewczyna skinęła głową i
wyszła przez drzwi, uprzednio żegnając się z wykładowcą, który bacznie
obserwował Hermionę. Tymczasem ona spakowała swoje rzeczy i wolnym krokiem podeszła
do biurka, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Oparł łokcie na biurku i
uśmiechnął się lekko.
— Witaj, Hermiono. Miło
cię widzieć w takich… okolicznościach — mruknął pod nosem.
Uśmiechnęła się kpiąco.
— Właśnie widzę tę radość
— skwitowała.
— Nie wiedziałem, że
jesteś studentką.
— Bo nie jestem.
Uniósł brew do góry.
— Więc, co tu robisz?
Rozejrzała się dookoła i
przybliżyła się do biurka.
— Mówiłam ci, że jestem
detektywem. Prowadzę nową sprawę i tym razem mam ochraniać Olivię Morgan,
siostrzenicę mojego znajomego. To ta dziewczyna, która koło mnie siedziała —
wyjaśniła.
Skinął głową.
— Ach tak, ta z którą o
mnie plotkowałaś? — zapytał rozbawionym tonem.
Pogroziła palcem.
— Po pierwsze, ja nie
plotkuję, a po drugie, skąd wiesz, że rozmawiałyśmy o tobie?
Wzruszył ramionami i oparł
się o krzesło.
— Proszę cię, Hermiono,
widziałem, że na mnie zerkasz, a poza tym jak zapytałem o czym rozmawiacie,
zaczęłaś się plątać. Chociaż muszę przyznać ci rację. Ten wystrój idealnie
pasuje do tego miejsca.
Pokręciła głową z
politowaniem.
— Dlaczego mi nie
powiedziałeś, że tu pracujesz?
— A jakie to ma znaczenie?
Prychnęła.
— To ma bardzo duże
znaczenie! Gdybym wiedziała, że tu wykładasz, zapewne nie podjęłaby się tego
zadania.
Wstał z krzesła i podszedł
bliżej niej. Przełknęła ślinę, kiedy stanął kilka cali przed nią.
— Dlaczego?
— Bo ja nie… ja po prostu…
ja nie spotykam się ze swoimi wykładowcami! — krzyknęła, nie mogąc znaleźć
innych słów.
— A co w tym złego? Hej,
przecież jesteś dorosła i sama powiedziałaś, że nie jesteś studentką, tylko
wykonujesz swoją pracę.
Wzruszyła ramionami.
— Niby tak, ale i tak
czuję się niezręcznie — odparła, zaciskając usta.
Podszedł do niej i złapał
z obu stron za ramiona. Kiedy podniosła wzrok, uśmiechnął się lekko.
— Zapewniam cię, że nie
robimy nic złego. Poza tym spotkaliśmy się tylko raz, ale jeżeli masz ochotę to
może dzisiaj pójdziemy coś zjeść? Przy okazji porozmawiamy, tak jak wtedy —
zaproponował.
— No nie wiem…
— Możemy spotkać się pod Chez Antoinette za godzinę lub dwie.
Nikt się nie dowie.
Zamyśliła się chwilę. W
sumie miał rację, bo mogła wychodzić z kim chciała i naprawdę nie robiła nic
złego. Jednak wewnętrzny głos podpowiadał jej, że nie powinna tego robić. Ale
jego wzrok był taki magnetyczny…
— W zasadzie…
Jej wypowiedź przerwało
ciche pukanie do drzwi. Oboje spojrzeli w tamtym kierunku i zauważyli młodego
mężczyznę, który spojrzał na Hermionę swoimi niebieskimi oczami. Bez słowa
przeszedł przez pomieszczenie i zatrzymał się koło kobiety.
— Cześć, Gran… Cześć,
Hermiono — powiedział, uśmiechając się półgębkiem.
Otworzyła szeroko oczy.
— Malfoy? Merlinie, co ty
tu robisz? — zapytała.
Wzruszył ramionami. Już
chciał coś powiedzieć, ale David był szybszy.
— Malfoy? To ten, o którym
mi opowiadałaś? — zapytał kobietę.
Draco zamrugał dwa razy i
przysunął się do Hermiony.
— No, no, nie wiedziałem,
że komukolwiek o mnie opowiadałaś. Mam nadzieję, że w samych superlatywach. A
tak w ogóle, jestem Draco Malfoy, znajomy z pracy Granger, a ty? — zapytał
Davida.
— David Monk, wykładowca
Hermiony i znajomy.
Kobieta poczuła, że się
rumieni. Blondyn patrzył na obojga z zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Wyglądał
tak, jakby chciał rzucić jakąś cienką ripostę, ale Hermiona chciała tego
uniknąć, dlatego rzuciła w jego kierunku spojrzenie mówiące „Nawet nie próbuj”.
Stanęła naprzeciwko niego i założyła ręce pod boki.
— Możesz mi wreszcie
wyjaśnić, co tu robisz?
Skinął głową.
— Zrobiłbym to, gdyby twój
znajomy mi nie przerwał —
odpowiedział, co skomentowała morderczym spojrzeniem. — Generalnie chodzi o to,
że chciałbym ci coś pokazać.
— Ale co?
— Chodzi o… sprawy
zawodowe. To nie może czekać, bo jak dobrze wiesz, nie mamy czasu. Myślę, że
dzięki temu wiele się wyjaśni.
Zmrużyła oczy i bacznie go
obserwowała. Domyśliła się, że chodzi o sprawę Kena. Oczywiście chciała poznać odpowiedzi na
dręczące ją pytania, ale zdenerwowało ją to, że akurat dzisiaj zapragnął na nie
odpowiedzieć. Dodatkowo David zaproponował jej obiad w Chez Antoinette. To może poczekać, najpierw musi wypytać Malfoya, o
co dokładnie chodzi.
Spojrzała na niego
sugestywnie.
— Wyjdźmy na zewnątrz —
powiedziała, po czym odwróciła się do Davida. — Zaraz wracam, musimy tylko coś
omówić z Malfoyem.
Mężczyzna niechętnie
skinął głową, a aurorzy wyszli na korytarz. Kiedy minęli próg, Hermiona złapała
blondyna za barki i z całej siły pchnęła na ścianę. Mało brakowało żeby się
przewrócił, bo w ogóle się tego nie spodziewał.
— Co ci odbiło, Granger? —
zapytał oschle.
— Co mi odbiło? Ty się
jeszcze pytasz, co mi odbiło? To ja się ciebie pytam, co to miało znaczyć? Od
kiedy mówisz do mnie po imieniu?!
Wzruszył ramionami.
— Wymsknęło mi się.
Zaśmiała się sucho.
— Ach tak? Cóż, według
mnie zrobiłeś to specjalnie, bo chciałeś sprowokować Davida!
Mimowolnie zerknął w
stronę drzwi.
— Nie wiedziałem, że zadajesz
się z wykładowcami. Czyżby Hermiona Granger pokazywała pazurki?
Zmrużyła gniewnie oczy.
— Malfoy, dla własnego
dobra, nie prowokuj mnie. A jeśli chodzi o niego to spotkałam się z nim tylko
raz, ale bardzo dawno temu. Zresztą nie muszę ci się tłumaczyć.
— To prawda, nie musisz.
Ale i tak jestem w szoku.
Warknęła z irytacją.
— Dobra Malfoy, skończ ten
cyrk i wytłumacz mi, co chciałeś mi pokazać.
Wyprostował się i spojrzał
jej prosto w oczy.
— Przez długi czas
namawiałaś mnie do rozmowy o moim ojcu. Wahałem się i nie chciałem o nim
rozmawiać, ale jakiś czas temu stwierdziłem, że mogę uchylić rąbka tajemnicy.
Chciałem cię gdzieś zabrać i pokazać coś ciekawego. Coś, co w jakimś stopniu
rozjaśni twój umysł i może pomoże w sprawie Kena.
Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.
Od wielu tygodni chciała usłyszeć te słowa, ale jak dotąd nie miała warunków
żeby z nim porozmawiać, bo zawsze ktoś im przerywał. Teraz ma okazję być z nim
sam na sam i wypytać o co zechce. Wystarczy, że się zgodzi.
Ukradkiem zerknęła na drzwi
do sali, w której siedział David. Zaproponował jej spotkanie, ale może uda się
je przełożyć na inny dzień? Nigdy niewiadomo, czy Malfoyowi się nie odmieni i
na przykład jutro nie będzie taki skory do współpracy.
Zagryzła wargę i
przeniosła wzrok na blondyna, który posłał jej swój firmowy uśmieszek.
— Nie mów, że zaproponował
ci wspólne wyjście? — zapytał, a ona odwróciła wzrok. — Proszę cię, Granger, on
jest od ciebie sporo starszy. Nie szkoda ci czasu? Gdybym był tobą, wybrałbym
mnie, a raczej moją propozycję, ale oczywiście nie będę ci nic sugerował.
Westchnęła przeciągle.
— Zastanawia mnie jedno:
dlaczego akurat dzisiaj jesteś taki skory do współpracy? — zapytała.
Oparł się nonszalancko o
ścianę.
— Nie wiem, może po prostu
chcę pomóc?
Prychnęła.
— To coś nowego. Draco
Malfoy chce pokazać jakim jest świetnym aurorem — zakpiła.
Uśmiechnął się i wzruszył
ramionami.
— Kiedyś trzeba być tym
dobrym. To jak? Idziesz ze mną czy z tym gogusiem?
Zignorowała jego uwagę i
zamyśliła się. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Z jednej strony nie chciała
zranić Davida, a z drugiej, pragnęła wreszcie poznać tajemnice Lucjusza
Malfoya.
— Wybieraj, Granger —
usłyszała tuż przy swoim uchu.
Była tak zamyślona, że nie
zauważyła, że Draco przysunął się do niej i dzieliło ich kilka cali. Przełknęła
ślinę i odwróciła wzrok.
— Zaraz przyjdę —
powiedziała, po czym weszła do sali wykładowej.
David spakował już swoje
rzeczy do torby. Stał przy biurku i patrzył przez okno. Obrócił się, kiedy
usłyszał jej kroki. Posłał jej miły uśmiech. Podeszła bliżej.
— Słuchaj, David, ja… ja
nie mogę iść z tobą na obiad. Muszę zrobić coś ważnego. Mam nadzieję, że
rozumiesz. Oczywiście możemy się umówić na inny dzień — wyjaśniła.
Włożył ręce do kieszeni i
powoli skinął głową.
— Rozumiem. Praca jest ważniejsza
od przyjemności. Spotkamy się innym razem.
Uśmiechnęła się lekko.
— Tak, oczywiście. To… to
cześć — wyjąkała.
Odwróciła się na pięcie i
skierowała w stronę drzwi. Kiedy stanęła na progu, usłyszała jego słowa:
— Miłego popołudnia.
Uważaj na siebie.
Skinęła głową i wyszła,
nie odwracając się za siebie. Podeszła do Dracona, który opierał się o parapet.
— To co mi chcesz pokazać?
— zapytała stanowczo.
Uśmiechnął się i gestem
ręki poprosił żeby za nim szła. Wyszli z uczelni i szli ulicami Londynu. Nagle
Draco rozejrzał się dookoła siebie i wszedł w wąską uliczkę, a Hermiona
podążyła za nim. Zatrzymali się w cichym zaułku. Blondyn wyciągnął rękę i
poparzył na nią sugestywnie. Posłała mu pytające spojrzenie.
— Złap mnie za rękę —
rozkazał.
Zamrugała dwa razy.
— Że co?
Przewrócił oczami.
— Będziemy się
teleportować. Po prostu złap mnie za rękę i nie zadawaj pytań.
— Trzeba było tak od razu
— odparła.
Nie zdążył nic
odpowiedzieć, bo ścisnęła jego ramię i teleportowali się z trzaskiem.
Wylądowali przed dużą rezydencją.
Hermiona z początku w ogóle nie rozpoznała tego miejsca, które mówiąc szczerze,
było magiczne. Posiadłość miała kilkaset hektarów i otoczona była wysokim
murem, jednak przez bramę zauważyła, że po obu stronach rośnie zielona trawa, a
z prawej strony znajduje się fontanna. Jej uwagę zwrócił wielki dwór z
niezliczoną liczbą okien i ostro zakończonymi wieżami. Miała wrażenie, że
kiedyś tu była.
Spojrzała na Dracona,
który przyglądał się jej badawczo. Szukała w pamięci obrazów z przeszłości i
dopiero po kilku minutach wszystko wróciło. Otworzyła szeroko oczy. Chciała coś
powiedzieć, ale on był szybszy.
— Witaj w Malfoy Manor —
powiedział ponuro.
Jęknęła cicho. Nie miała
zbyt dobrych wspomnień z tym miejscem w roli głównej. Tutaj rozegrały się
sceny, o których wielokrotnie próbowała zapomnieć, a teraz musiała tam wejść i
przeżywać wszystko na nowo. Nie chciała tego. Jednak wiedziała, że gdzieś tam w
tym wielkim dworze są cenne informacje, na których bardzo jej zależy.
Przełknęła ślinę i
odważyła się spojrzeć na Draco. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
Rozglądał się dookoła, ale nie wyglądał na zadowolonego, że tu jest. Cóż,
przynajmniej to ich łączyło.
— Dlaczego mi nie
powiedziałeś, że chcesz mnie tu zabrać? — zapytała, przerywając ciszę.
Wzruszył ramionami.
— Pewnie dlatego, że
gdybyś się dowiedziała prawdy, nie chciałabyś tu przyjść. Oczywiście nie dziwię
ci się. Ja też nie jestem tutaj z przyjemności. Ale kiedyś musiał nadejść ten
dzień, kiedy przekroczę tą bramę i ujawnię sekrety mojego ojca.
Świdrowała go wzrokiem,
próbując zrozumieć jego intencje, jednak jedna sprawa nie dawała jej spokoju.
— Ale… dlaczego akurat
mnie chcesz to wszystko pokazać? W Ministerstwie jest wiele osób, które
pragnęłyby się z tym zapoznać.
Popatrzył na nią swoim
pustym wzrokiem.
— Może i są, ale… ufam
tylko tobie. Tak, wiem, to śmieszne i żałosne, ale prawda jest taka, że
pracujemy razem i pomimo przeszłości, która w gruncie rzeczy nie była zbyt
kolorowa, powinniśmy sobie ufać. Jednak wydaje mi się, że to tobie najbardziej
zależy na tych informacjach. W końcu tak bardzo się we wszystko angażujesz i
chcesz być najlepsza. Daję ci szansę zabłysnąć i stać się bohaterką. Czyż to
nie wspaniałe? — zapytał ironicznie.
Prychnęła.
— Oh, dziękuję za twoją
hojność. To naprawdę wielka wspaniałomyślność — odpowiedziała podobnym tonem.
— Polecam się na
przyszłość, ale teraz pora zmierzyć się z prawdą.
Przytaknęła i nagle
uzmysłowiła sobie, że na jej ramieniu wisi torebka z książkami. Domyślała się,
że będą się przedzierać przez wąskie korytarze, więc pewnie by jej ciążyła.
Zręcznym ruchem zdjęła ją z ramienia i zaczęła przeszukiwać.
— Co ty robisz? — spytał,
unosząc wysoko brwi.
— Zaraz zobaczysz.
Wyjęła z dna torby różdżkę
i wyprostowała się, celując nią w torbę, która momentalnie zmieniła swoje
rozmiary i teraz bez problemu mogła ją włożyć do kieszeni spodni. Kiedy
skończyła popatrzyła na blondyna, który mrugał niedowierzając temu co widzi.
— Jak to zrobiłaś?
Wzruszyła ramionami,
uśmiechając się szeroko.
— Zaklęcie
zmniejszająco-zwiększające. Nie znasz go?
Podrapał się po brodzie.
— Chyba kiedyś o nim
słyszałem, ale nigdy nie widziałem na własne oczy efektów jego działania.
Zawsze mnie zastanawiało jak to robisz, że nie chodzisz obładowana tak jak
większość kobiet.
Zaśmiała się krótko.
— Wolę użyć zaklęcia niż
chodzić obładowana jak słoń. No ale zajmijmy się pracą. Wchodzimy? —
zaproponowała.
Przytaknął i poszedł
przodem. Hermiona zamknęła oczy, kiedy przechodzili przez żelazną bramę. Nie
miała na tyle odwagi żeby rozglądać się na boki, chociaż kusił ją plusk wody w
fontannie i fantazyjnie uformowane rośliny. Skupiła się na zadaniu, które ją
czekało. Nie chciała się dekoncentrować. Wolnym krokiem maszerowali do
frontowych drzwi. Draco otworzył je jednym machnięciem różdżki, wypuszczając na
zewnątrz zapach stęchlizny. Kobieta wzdrygnęła się, gdy przeszli przez próg.
Nie mogąc się powstrzymać, rozejrzała się dookoła. Dwór był ponury, pomimo
wielu pochodni wiszących na ścianach. Kamienną posadzkę pokrywał gustowny
dywan. Po obu stronach korytarza znajdowały się ręcznie robione meble, które
ładnie współgrały z tym surowym wnętrzem. Miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje
i nie pomyliła się, bowiem każdy ich ruch śledziły oczy jasnowłosych postaci z
obrazów. Hermiona domyślała się, że to członkowie rodu Malfoyów, ale nie
zamierzała zaprzątać sobie tym głowy. Po prostu szła za Draco.
Kiedy weszli do salonu,
poczuła suchość w gardle i momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia. Oczami
wyobraźni widziała Bellatrix pochylającą się nad nią i wykrzykującą wiele
przekleństw w jej stronę. Znowu po jej ramieniu spływała krew, kiedy
wygrawerowała jej to przeraźliwe słowo — szlama. Poczuła się brudna i nic nie
warta. Do oczu napłynęły łzy i miała ochotę stąd uciec. Popatrzyła w lewo i
zobaczyła schody do lochów, gdzie Narcyza kazała zaprowadzić Rona i Harry’ego.
Widziała przerażenie rudzielca i słyszała jego krzyki. Potem zerknęła do góry i
ujrzała wielki żyrandol. To dzięki niemu wyrwali się z tego koszmaru. A raczej
dzięki Zgredkowi, który wykazał się wielką odwagą, ratując ich przed śmiercią.
Zgredek… poczciwy skrzat, który zginął, ratując swoich przyjaciół.
Jęknęła przeraźliwie,
próbując stłumić łzy, co zwróciło uwagę Dracona i momentalnie pojawił się obok
niej. Patrzył na nią nic nie mówiąc i wyglądał tak, jakby walczył sam ze sobą.
Potrząsnął głową.
— Dasz radę iść dalej? —
zapytał cicho.
Powoli skinęła głową i
przeszła dalej, próbując dotrzymać mu kroku. Zeszli po schodach i skręcili w
prawo, szybko mijając lochy. Wędrowali wąskimi korytarzami, skręcali w lewo i w
prawo, co spowodowało, że kobieta całkowicie straciła orientację w terenie. Nie
miała pojęcia gdzie są. Być może nie chciała tego wiedzieć.
— Czy ty aby na pewno
wiesz, gdzie idziemy? — zapytała cicho.
Parsknął śmiechem i
odwrócił się do niej.
— Spokojnie Granger, nie
zgubimy się — uspokoił ją.
Wzruszyła ramionami.
— Dobrze wiedzieć. A tak w
ogóle to, gdzie mnie prowadzisz?
— Do sekretnego gabinetu
mojego ojca — odpowiedział.
— Oh.
Uznał jej westchnięcie za
zgodę i ruszył przed siebie szybkim tempem. Wymamrotała coś niezrozumiałego pod
nosem, próbując go dogonić. Biegła, skupiając się na jego blond włosach, które
były bardzo dobrze widoczne w tych mrocznych korytarzach.
Nagle zatrzymał się przy
wielkich drewnianych drzwiach. Przyglądał się nim badawczo, tak jakby próbował
wymyśleć sposób, żeby przez nie przejść. W międzyczasie Hermiona do niego
dobiegła i dysząc ciężko, próbowała uspokoić tętno. Kiedy wszystko wróciło do
normy podeszła bliżej drzwi i wyciągnęła rękę przed siebie. Wyciągnęła różdżkę
i lekko nią machnęła. Z drzwi uniosły się kłęby dymu i jakaś dziwna poświata,
której nie rozpoznawała.
— To pomieszczenie jest
przesiąknięte czarną magią, więc marne szanse, że rozpoznasz którekolwiek z
tych zaklęć — powiedział Draco, hamując tym samym jej zapędy.
Rzuciła w jego stronę
mordercze spojrzenie i odsunęła się, robiąc mu miejsce.
— Skoro jesteś taki mądry,
to otwórz te drzwi, geniuszu — zakpiła.
Przewrócił oczami i stanął
naprzeciwko zamka. Obserwował go przenikliwym wzrokiem i zrobił coś, czego
Hermiona w ogóle się nie spodziewała — przemówił mową wężów.
— Otwórz się.
Przez chwilę nic się nie
działo, ale sekundę później węże ozdabiające drzwi zaczęły kręcić się wokół
własnej osi i usłyszeli kliknięcie. Drzwi były otwarte.
Draco pchnął je nieznacznie
i spojrzał na nią z satysfakcją. Ona nie poruszyła się nawet o milimetr, tylko
wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana.
— Nie wchodzisz? — zapytał
tonem pozbawionym emocji.
Zamrugała dwa razy.
— Jesteś wężousty? —
mruknęła niemal bezgłośnie.
Pokręcił przecząco głową.
— Nie Granger, nie jestem.
Po prostu ojciec kiedyś nauczył mnie wymawiać to zdanie. To było wtedy, gdy
jeszcze mi ufał. Aż wstyd, że był taki głupi nie zmienił hasła wstępu do
gabinetu. Być może wyleciało mu to z głowy, albo nie spodziewał się, że
kiedykolwiek tu wejdę.
— Cóż, lepiej dla nas —
wymamrotała.
Skinął głową i puścił ją
przodem. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka, rozglądając się po
pomieszczeniu. Z każdej strony piętrzyły się wysokie regały po brzegi
wypełnione dokumentami. Sięgnęła po teczkę leżącą najbliżej i zorientowała się,
ze to akta jednego z uczniów Hogwartu, jednak zupełnie go nie kojarzyła,
dlatego pokazała dokumenty Malfoyowi, ale on jedynie wzruszył ramionami.
Przechodzili wzdłuż regałów i wypatrywali znanych nazwisk. O dziwo nie było
tutaj nic o Harrym, Ronie i Hermionie. Nie kojarzyli żadnego z nazwisk. Aż go
czasu, gdy…
— Granger, spójrz na to! —
krzyknął Draco.
Kobieta obróciła się i
podeszła do niego. Trzymał w ręce teczkę Premiera Mugoli — Stuarta Martina.
Była bardzo dokładna. Wyglądało na to, że ktoś bardzo dobrze go śledził i znał
każdy jego ruch. Bardzo ich to zaniepokoiło. Nie mieli pojęcia, co to znaczy.
Hermiona oparła się o
biurko i popatrzyła na blondyna, nic nie rozumiejąc.
— Po co twojemu ojcu tak
dokładne informacje o Stuarcie? Okay, rozumiem, że chciał wiedzieć o nim jak
najwięcej, ale to brzmi tak, jakby miał obstawę przez cały czas. Malfoy, ktoś
cały czas go obserwuje!
Draco kartkował teczkę,
marszcząc przy tym czoło.
— Ostatni wpis jest sprzed
trzech tygodni, ale nie ma tutaj nic o jego synu. Nigdzie nie widziałem teczki
z jego imieniem.
Zmrużyła oczy.
— Ty o tym nie wiedziałeś?
— zapytała.
— Nie.
— To co chciałeś mi
pokazać?
Rzucił w jej kierunku
mordercze spojrzenie.
— Kiedy byłem tu ostatni
raz, na szafkach leżały mapy i teczki z pełną dokumentacją jego poprzednich
akcji. Wszystkie bitwy i obserwacje miał dokładnie opisane. Zawsze tak działał.
Jest cholernie inteligentnym człowiekiem i świetnym strategiem. Kiedyś ukrywał
swoich więźniów w letnich rezydencjach, ale nie sądzę, że Ken jest w którejś z
nich. Lucjusz zapewne chce żebyśmy trochę pogłówkowali. Nigdy niczego nie
podaje na tacy.
Zacisnął usta w wąską
kreskę i z całej siły rzucił teczkę na biurko. Oddychał ciężko i wyglądał tak,
jakby miał wybuchnąć. Hermiona patrzyła na niego z przerażeniem, bojąc się jego
reakcji. Podeszła bliżej i wyciągnęła rękę, ale w tym momencie gwałtownie
spojrzał w jej stronę.
—
Przepraszam, Granger. Bez potrzeby tu przyszliśmy. To strata czasu — powiedział
sucho.
—
Nieprawda.
Warknął
z irytacją.
—
Jak to nie? Mogliśmy mieć plany i mapy, ale on był szybszy i wszystko zabrał, a
w zamian zostawił te nic nie warte akta dotyczące osób, których w ogóle nie
znamy.
—
Właśnie! Nie zastanawia ciebie to, kim są te osoby? Może to mugole, których
Lucjusz zamierza skrzywdzić tak jak Stuarta? Pomyśl o tym. Poza tym cieszę się,
że mnie tu przyprowadziłeś. Mamy akta Premiera Mugoli. Zapoznamy się z nimi i
być może sytuacja trochę się rozjaśni.
Uniósł
brew z zainteresowaniem.
—
Tutaj będziemy czytać? — zapytał.
Pokręciła
głową i wyciągnęła różdżkę.
—
Nie, spróbuję zrobić kopię.
—
Myślisz, że się uda?
Wzruszyła
ramionami.
—
Spróbuję. Gemino.
Dokumenty
zaświeciły się i nagle obok pojawił się duplikat. Kobieta przejrzała go. Niczym
nie różnił się od oryginału. Uśmiechnęła się szeroko.
—
Udało się.
Zaśmiał
się nerwowo.
—
Jakoś nie mogę uwierzyć to, że ich nie zabezpieczył. To wszystko wydaje się być
zbyt proste — oświadczył. — Znam swojego ojca i wiem, że coś knuje.
—
Spokojnie, Malfoy. Być może po prostu mamy szczęście.
Kiedy
wypowiedziała te słowa, usłyszeli dziwne dźwięki dobiegające z góry rezydencji.
Popatrzyli po sobie. W jednej chwili zrozumieli, że nie są tutaj sami.
—
I co, Granger, nadal twierdzisz, że mamy szczęście? — zapytał kpiącym tonem.
Zacisnęła
w wąską kreskę, pomniejszyła dokumenty i włożyła je do kieszeni, po czym
przeszła w stronę drzwi. Gdy stanęła w progu, obejrzała się za siebie.
—
Widocznie ty lepiej znasz swojego ojca, ale teraz nie czas na pogawędki, musimy
uciekać. Znasz jakieś tajne wyjście? Obawiam się, że oboje nie chcemy stanąć z
nimi twarzą w twarz.
Przysunął
się bliżej niej.
—
Nie wiemy kto jest na górze. Być może to skrzaty tak hałasują. Mogę pójść i to
sprawdzić…
—
O tak i przy okazji zginąć. Ty naprawdę myślisz, że na to pozwolę? — przerwała
mu wzburzonym tonem.
Zmrużył
oczy.
—
Czyżbyś się mną przejmowała? — zapytał, na co ona przewróciła oczami.
—
Oh nie pochlebiaj sobie! Nie chodzi oto, że się o ciebie przejmuje. Jesteś moim…
współpracownikiem i muszę dbać oto, żeby nikomu z nas nic się nie stało, więc
nie baw się w bohatera, tylko prowadź do najbliższego wyjścia.
Wpatrywał
się w nią z chytrym uśmiechem. Coraz bardziej go zaskakiwała i musiał przyznać,
że podoba mu się to. Chyba patrzył za długo, bo ponagliła go wzrokiem. Wtedy
przeszedł obok niej i pstryknął palcami, jakby wołał swojego psa. W odpowiedzi
z całej siły uderzyła go w ramię.
—
Ała, to bolało! — wrzasnął, masując rękę.
—
Bo miało, a teraz chodu! Nie mamy czasu. No już! — ponagliła go, machając
rękami.
Wymamrotał
coś niezrozumiałego pod nosem i ruszył krętym korytarzem. Szli bardzo długo i
wydawało się, że nigdy stąd nie wyjdą. Dźwięki z góry były coraz bardziej
wyraźne, co przeraziło ich nie na żarty i momentalnie przyspieszyli kroku. Cóż,
przynajmniej Draco przyspieszył, bo kiedy wchodzili w zakręt Hermionie
zaplątały się nogi i upadła z łoskotem na kamienną posadzkę.
Jęknęła
z bólu i wtedy mężczyzna zorientował się, że za nim nie biegnie. Zawrócił i
zobaczył, że siedzi na podłodze i jęczy z bólu. Podszedł do niej i podał rękę.
Spojrzała w górę, ale nadal siedziała obrażona na cały świat. Przewrócił oczami
i kucnął przed nią, próbując złapać kontakt wzrokowy.
—
Granger — zaczął.
Fuknęła
i odwróciła głowę. Ale on nie poddawał się.
—
O ile wiem, chciałaś stąd uciekać, więc dlaczego siedzisz na podłodze?
—
Nie mogę wstać — powiedziała prawie szeptem.
—
Jak to?
Westchnęła
teatralnie i wskazała swoją nogę.
—
Boli mnie stopa, geniuszu. Więc, jak niby mam wstać?!
Popatrzył
na jej nogę. Stopa leżała w dość dziwnej pozycji. Obawiał się najgorszego.
Szybko sięgnął po różdżkę i lekko ją dotknął. Kobieta zawyła z bólu, ale nic
nie powiedziała. Powoli ocenił stan nogi. Kiedy skończył, odetchnął z ulgą i
spojrzał na Hermionę.
—
Nie jest złamana, tylko stłuczona. Będziesz żyła — obwieścił.
—
Dobrze wiedzieć — wymamrotała.
Wstał
i podał jej rękę. Tym razem złapała ją od razu. Podniósł ją do pozycji pionowej
i przez chwilę stali bardzo blisko siebie, trzymając się za ręce. Wpatrywała
się w niego szeroko otwartymi brązowymi oczami, w których tańczyły tajemnicze
iskierki. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć. Jednak nie
zrobiła tego, tylko patrzyła. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, ale mimo
to poczuła, że robi jej się gorąco. Serce biło tak mocno, że omal nie
wyskoczyło z piersi. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje, ale teraz nie
miało to żadnego znaczenia.
Nagle
huknęło i odskoczyli od siebie jak oparzeni. Popatrzyli po sobie i w tym samym
momencie odwrócili wzrok, nic nie mówiąc. Znowu usłyszeli ten dźwięk i zaczęli
iść w przeciwnym kierunku, jak najdalej stąd. Hermiona prosiła Merlina o pomoc
i o dziwo jej błagania zostały wysłuchane, ponieważ za kolejnym zakrętem
ukazały się średniej wielkości drzwi. Draco otworzył je jednym zaklęciem i bez
trudu wyszli na zewnątrz.
Chłodne
powietrze otuliło ich twarze i wreszcie odetchnęli z ulgą. Wolnym krokiem
przeszli w stronę głównego wejścia. Kiedy zatrzymali się między drzewami, Draco
spojrzał na Hermionę wzrokiem pełnym troski.
—
Jak twoja noga? — zapytał.
Zerknęła
na dół.
—
W porządku. Tak, myślę, że w porządku. Jak będę w domu, wezmę eliksiry i jutro
będzie jak nowa — powiedziała, uśmiechając się lekko.
—
To dobrze.
—
Wracajmy już, zrobiło się późno.
Skinął
głową i wyciągnął rękę, którą mimowolnie uścisnęła. Poczuła ucisk w dole
brzucha, po czym teleportowali się daleko stąd.
Aportowali się w znajomej okolicy. Hermiona rozejrzała się dookoła siebie. To było osiedle, na
którym mieszkała. Popatrzyła na niego z zaskoczeniem.
—
Skąd wiedziałeś, że tu mieszkam? — zapytała.
Wzruszył
ramionami.
— Chyba
kiedyś coś o tym wspominałaś…
—
Nie, na pewno nie.
Przewrócił
oczami.
—
Dobra, poszperałem w twoich dokumentach, ale to dla bezpieczeństwa — wyjaśnił.
Parsknęła
śmiechem.
—
Serio, Malfoy? To najbezpieczniejsze osiedle w Londynie. Z każdej strony są
zamontowane kamery. O zobacz, tam nad drzewem i tu nad nami — Wskazała głową, a
on podążył za jej wzrokiem. — Zapewniam cię, że nic złego mi tu nie grozi, ale
dziękuję za troskę.
—
Nie oto mi chodziło. Miałem na myśli nasz świat i mojego ojca. Jestem
przekonany, że już wie, że to ty strzeżesz Olivii. On jest zdolny do
wszystkiego. Ja… ja wiem, co mówię. Powinnaś na siebie uważać.
Odsunęła
się od niego i otworzyła szeroko oczy.
—
Merlinie, czy wy wszyscy zwariowaliście? Już trzecia osoba dzisiaj mówi mi, że
powinnam uważać. Okay, rozumiem, że się o mnie martwicie, ale czy ja wyglądam
na niezdarę? Umiem o siebie zadbać. Zawsze sobie radziłam i teraz też tak
będzie — powiedziała wzburzonym tonem.
Założył
ręce pod boki.
—
O tak, Hermiona Granger, bohaterka magicznego świata, która pokonała Czarnego
Pana. My o tym bardzo dobrze wiemy, ale może po prostu powinnaś nam
podziękować, a nie się oburzać?
—
Przecież podziękowałam!
Uniósł
ręce w geście poddania.
—
Skoro tak dziękujesz, to nie mam pytań. Dobra, Granger, odprowadzę cię pod dom,
robi się późno.
—
Ale ja…
—
Tak wiem, trafisz sama, ale chce po prostu mieć pewność, że znowu gdzieś się
nie przewrócisz. No dalej, zasuwaj! — ponaglił ją, wymachując rękami.
Fuknęła
pod nosem i szybkim krokiem skierowała się w stronę swojego domu. Był taki sam
jak pozostałe i niczym się nie wyróżniał. Może tylko tym, że mieszkała tam panna
Granger. Zatrzymali się przy furtce. Hermiona wskazała głową swój dom, a Draco
popatrzył na niego, udając zainteresowanie. Trwali tak przez jakiś czas, ale
parę sekund później kobieta bez uprzedzenia parsknęła śmiechem. Spojrzał na nią
pytającym wzrokiem.
—
Domyśliłbyś się, że kiedyś będziesz stał pod moim domem i udawał, że podziwiasz
mój ogródek? — zagaiła.
—
W sumie nie, ale radzę ci zadbać o te rośliny, bo nie są w najlepszej kondycji.
Tamten krzew domaga się wody i to natychmiast — doradził poważnym tonem, jednak
wiedziała, że tylko udaje.
—
Cóż, dzięki za radę i w ogóle dziękuję za ten… dzień. Dobrze, że tam z tobą
poszłam.
Wzruszył
ramionami.
—
Nie ma za co, Granger. Pamiętaj o eliksirze.
Skinęła
głową i położyła rękę na klamce furtki. Otworzyła ją i przeszła na posesję.
—
To do jutra, Malfoy. Zobaczymy się w pracy — powiedziała, uśmiechając się
lekko.
—
Do jutra — odpowiedział.
Zerknął
na nią przelotnie, po czym obrócił się na pięcie i poszedł prosto przed siebie.
Obserwowała go przez chwilę, ale kiedy zniknął podeszła do drzwi i weszła do
domu. Uśmiechnęła się pod nosem. Ten dzień był pełen emocji, ale nigdy nie
przypuszczała, że skończy się w taki sposób.
___________
Witajcie :) W ten niedzielny wieczór publikuję 8 rozdział historii. To najdłuższy rozdział w historii mojej kariery pisarskiej (ponad 9 tysięcy słów). Cóż, chciałam, żeby wiele się w nim działo. Mam nadzieję, że spełniłam oczekiwania. Jak myślicie?
Ten rozdział siedział w mojej głowie od sierpnia. Tak, cały czas w niezmienionej formie. Dlaczego wcześniej nie został opublikowany? Ponieważ skończyłam go dopiero dzisiaj. Przez te kilka miesięcy miałam wiele na głowie. Naprawdę aż za dużo. Nie wiem czy ktoś czyta tą historię, ale mogę zapewnić, że na kolejne rozdziały nie będziecie musieli tak długo czekać :)
Rozdział może mieć literówki, będę wdzięczna za wskazanie. Jutro siądę do niego i poprawię, jeśli będzie trzeba.
Trzymajcie się ciepło. Miłego tygodnia. Enjoy! :)
Hejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńW końcu się doczekałam! Konfrontacja Malfoya z przystojnym brunetem w asyście Hermiony- to było coś! I absolutnie jej gratuluję, że wybrała Dracona, w końcu miała okazję poznać jego ludzkie oblicze <3
Eh cóż to by było za wspaniałe uczucie, gdyby nasi dwaj panowie musieli się ze sobą konfrontować znacznie częściej :P Tak wiem, lubię wzniecać zamęt.
No i jestem absolutnie pewna, że ten uroczy "dąs" blondasa, gdy dowiedział się o zaproszeniu Hermiony przez konkurenta był niczym innym jak zazdrością :P
Pozdrawiam i życzę weny, Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
To dopiero początek ich konfrontacji i mogę zapewnić, że będzie więcej, ale jeszcze nie wiem w jakich sytuacjach. Wszystko okaże się z czasem. W sumie nie wyszło to tak emocjonalnie jak chciałam, no ale mam nadzieję, że sens został oddany.
UsuńMalfoy i zazdrość? Nie wiem, jakoś mi to do niego nie pasuje. Draco jedynie "zasugerował", że David jest starszy od Hermiony i nie ma sensu tracić na niego czasu. Chociaż w sumie można to uznać za lekką zazdrość :D
Pozdrawiam
Hmm, nie do końca wiem, jak zredagować to, co chcę napisać. Tak, żeby Cię nie urazić, ale jednak żeby przekazać, że ten rozdział różni się od poprzednich, i to wcale nie tak na plus. Przynajmniej ja go odbieram nieco gorzej. Już wyjaśniam dlaczego. Otóż, moim zdaniem najmocniej "zaszkodził" mu spory przedział czasowy. Zabrakło mi najbardziej tego płynnego ciągu, lekkości klawiatury, kreatywnego stylu. W tej części, fragmentami, wszystko jakoś toczy się na ciężkich kołach, a nie płynie, jak było w niemal całej poprzedniej dawce rozdziałów. Twoje pisanie, sam styl, ja odbieram jako lekki, płynny, kreatywny, wręcz błyskotliwy momentami, abstrahując od treści, bo nie o nią tu idzie. W tym fragmencie naprawdę mi tej lekkości zabrakło.
OdpowiedzUsuńA odnośnie treści: nie wiem, jaki przyświecał Ci cel przy opisywaniu fragmentów dotyczących tej całej magicznej gry. Jeśli to miał być jedynie zapychacz tekstu, to dla mnie nie wniósł nic i raczej dość nudno mi się to czytało. Ale to jedynie moje zdanie, mój odbiór, zaznaczam. Nie tracę tak czy inaczej nadziei, że może jednak umieściłaś ten motyw nie bez przyczyny, może będzie miał gdzieś tam dalej swoje reperkusje. Wtedy miałby większy sens...
Kolejna mała potyczka, to zachowanie Hermiony w stosunku do Draco. Jakbyśmy się cofnęli do najgorszych szkolnych lat momentami. Wcześniej, od chwili pojawienia się Draco w opowieści, to właśnie najbardziej mi się podobało dość wyważone i zrównoważone zachowanie Granger, jej opanowanie i widoczny brak zapiekłej nienawiści; chęć utrzymania przynajmniej przyzwoitych relacji z Malfoyem. Tu znów mamy nieprzyjemne przepychanki słowne, których już miałam nadzieję uniknąć.
No, ale dość marudzenia. To tak brzmi dość obcesowo zapewne, ale ja postawiłam temu opowiadaniu naprawdę wysoką poprzeczkę, miałam podstawy w końcu, i próbuję przekazać, żebyś jej nie obniżała. Potrafisz :)
Podobał mi się za to fragment poszukiwań w Malfoy Manor i coraz bardziej podoba mi się kreacja Olivii - ona jest taką perełką tej opowieści i teraz już ją całkowicie polubiłam.
A Granger niech się tak nie ślini do pana wykładowcy! Żaden David! Ja kibicuję tylko i wyłącznie Draco i baaardzo się cieszę, że udaremnił gogusiowi pierwsze podejście do pseudo randki. Tak trzymać :)
A swoją drogą, Granger, która czegoś zapomniała?! Kuriozum, ha ha ha xD
Przepraszam, rozpisałam się o tym, co mi odrobinę zgrzytało, a pozytywy wyglądają żałośnie niepozornie. Ale tak nie jest, bo spora część treści była naprawdę interesująca i liczę na to, że kiedy już znów złapiesz tę płynność z poprzednich rozdziałów, kolejne odsłony będą na pewno świetne w odbiorze.
Sporo literówek, trochę problemów interpunkcyjnych i coś, na co już wcześniej zwracałam uwagę: "och" czy "ach" piszemy w języku polskim przez "ch"! Choroba zawodowa części tłumaczek, które przejmują angielską wersję pisowni ;) Przydałoby się po prostu przejrzeć rozdział raz jeszcze pod kątem drobnych błędów. Za to za długość masz maksymalną liczbę punktów, kocham aktualizacje, które przynoszą taką porcję lektury.
Życzę weny, czasu, przepraszam za negatywy w komentarzu i pozdrawiam serdecznie:)
Margot
Dziękuję za tak obszerny komentarz. W sumie mogłam się spodziewać krytyki, szczególnie po tak długiej nieobecności. Wiem, że różni się od poprzednich, ale takie było moje pierwotne założenie. Chciałam spróbować czegoś innego, nowego. Ale zaraz postaram się wszystko wytłumaczyć.
UsuńFragment, w którym opisywałam grę nie jest zapychaczem. W dalszej części historii będzie pojawiał się dość często. Takie mam założenie i będę się tego trzymać. Oczywiście nie wszystkim musi się to podobać, ale mnie osobiście bawią takie fragmenty i jak najbardziej współgrają z całą treścią. Może za jakiś czas się do niego przekonasz, przynajmniej ja mam taką nadzieję.
Rozmowa Draco i Hermiony nie była żadną potyczką. Draco chciał jej po prostu podokuczać i ma do tego pełne prawo. Hermiona była nieco zdenerwowana, ale nie ma co jej się dziwić, skoro zapomniała o tak ważnej uroczystości. Zapewniam Cię, że między nimi nie ma nienawiści. Oni siebie tolerują, ale stwierdziłam, że wypadałoby czasem wprowadzić do treści trochę przepychanek słownych. Ja ich lubię w takim wydaniu, ale ok postaram się to ograniczyć.
Po kilku miesięcznej przerwie można się było spodziewać małego spadku formy, ale poprawię się. Jestem tego pewna ;)
Fragment dotyczący poszukiwań w pierwotnej wersji miał być nieco rozbudowany, ale ostatecznie trochę go skróciłam, bo wydawało mi się, że kompletnie was zanudzę. Olivia od początku miała taka być — pewna siebie i bezczelna, ale ja także bardzo ją lubię :)
Hermiona przez jakiś czas będzie nieco skołowana, ale mam nadzieję, że wybacz mi fragmenty, w których Hermiona i David będą sam na sam. Ale pocieszę Cię tym, że nie będzie to trwało zbyt długo.
Cóż, nawet wielcy mają słabsze dni :D
Nic się nie stało. Naprawdę szanuję Twoją opinię i za nią dziękuję. Ja ogólnie jestem z tego rozdziału bardzo zadowolona, szczególnie dlatego, że udało mi się go napisać w tak krótkim czasie i opublikować. Brakowało mi tej magicznej atmosfery i postaram się teraz na nowo zatopić się w Muzycznej misji ;) Kolejne rozdziały będą lepsze, mogę to obiecać.
Literówki to chyba moja specjalność. W wolnej chwili wszystko poprawię. Dziękuję za wskazanie. A jeśli chodzi o długość to sama byłam zaskoczona, że wyszło tego aż tyle. Naprawdę nie mam pojęcia jak to się stało :D
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
A powiem Ci, że, jak dla mnie, Malfoy Manor mogło być jeszcze bardziej rozbudowane. Mnie akurat by nie przeszkadzało :) Ale to znów kwestia gustu i odbioru. Co kto woli.
UsuńHa, widzisz, a mnie przepychanek słownych tu wcale nie brakowało, podobali mi się w takim spokojniejszym, dorosłym wydaniu, ale ja na ogół wolę ich w nieco wytonowanej wersji. Chyba, że są to naprawdę błyskotliwe, żartobliwe przerzucanki słowem, nie napastliwe lub obraźliwe.
Kwestia wieku zapewne i preferencji.
Ha, mnie ta kuriozalna Hermiona właśnie szalenie rozbawiła. Spodobało mi się, że panna doskonała pokazuje u Ciebie zwykłe ludzkie słabostki, że nie jest miss doskonałości i przemądrzałą kujonką, to atut właśnie.
Oczywiście, że Ci nie wybaczę momentów, w których Hermiona i David będą sam na sam!!! Ja takich fragmentów nie wybaczam w ogóle, zatem na pewno pomarudzę nad tym przy każdej okazji, masz to jak w banku ;)
Margot
Możliwe, że Hermiona i Draco jeszcze nie raz będą poszukiwać czegoś w starej rezydencji. Oczywiście nie mówię o Malfoy Manor.
UsuńPostaram się to ograniczyć i zastąpić dojrzałymi dialogami na poziomie.
A no Hermiona nie jest idealna i oczywiście czasem zdarzą jej się małe wpadki.
Dobrze wiedzieć, że będziesz marudzić :D No ale może jakoś to przebolejesz ;)
Dzień dobry, kocham Cię (i Twój rozdział), już posmarowałam Tobą chleb...
OdpowiedzUsuńDoczekałam się! Zwycięstwo! Powiedzcie mi proszę, jak to jest, że koło Hermiony ciągle kręcą się jacyś fajni faceci, a ja ciągle sama... Pomijając fakt, że są dla mnie trochę za starzy to ich zajmuję!
Zazdrosny Malfoy <3 To takie... słodkie. Nie spodziewałam się. No i chyba zaczyna się martwić o naszą Mionkę. Będą z tego dzieci? Albo dobra, dajmy im chwilę czasu...
Malfoy Manor. Brrrr. Okropne miejsce, okropne wspomnienia, podziwiam ją, że tam weszła.
Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny
Ja to Ja
dramione-ja-to-ja.blogspot.com
Nie wiem, jak ona to robi, ale nie jesteś sama, bo wokół mnie też nie kręcą się faceci :D
UsuńJeszcze do tego za daleko, no ale perspektywa wydaje się być ciekawa :)
Hermiona jest odważną osobą, brawo dla niej!
Dziękuję i pozdrawiam
Czasem brakowało mi czegoś w tym rozdziale. Czytając go byłam rozdarta pomiędzy świetnymi, zabawnymi momentami, a sytuacjami, które były po prostu... hmmm ciężkie? Nie wiem, od czasu do czasu były momenty przez które ciężko było przejść. Oczywiście historię nadal uwielbiam i jest w kręgu jednych z najlepszych, co nie zmienia faktu, że zabrakło mi jakby blasku w tym rozdziale, czegoś co pojawiło się przy wcześniejszych.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, rozumiem Cię. Gdy nie piszesz przez długi okres czasu spoglądasz na wszystko z innej perspektywy i chcesz to zmienić. Jeśli czujesz, że powinnaś to robić, to śmiało! Moim zdaniem nie każdy rozdział musi być fenomenalny, ale ważne jest to, abyś chociaż Ty była z niego zadowolona:)
Co do samej sytuacji to oczywiście wszystko jest tajemnicze, nietypowe i zaskakujące, ale w powieściach i opowiadaniach właśnie o to chodzi!
Tyle ode mnie!
Pozdrawiam !
Endory
strzepy-swiata.blogspot.com
Dziękuję za komentarz. To prawda, ten rozdział jest trochę inny, ale chyba niezbyt udany niestety. Postaram się wrócić do dawnej formy, no ale najpierw szukam pomysłów na treść :) Chciałam wymieszać humor z powagą, co może było złe, no ale człowiek uczy się na błędach :)
UsuńDziękuję i pozdrawiam
Okej, nadrabianie zaległości czas zacząć!
OdpowiedzUsuńOczywiście zaczęłam od Muzycznej Misji, bo, jak dobrze wiesz, to moje ulubione z Twoich opowiadań :D
Baaaaaardzo mi się podobało wprowadzenie Malfoya do opowiadania. Było bardzo logicznie wytłumaczone, a nie tak, że nagle pojawia się Draco i jest cudowny, i Hermionie nagla mózg wywala się na lewą stronę i zaczyna go kochać xd Zabrakło mi co prawda jakichś rasowych docinek, ale najwyraźniej Draco dojrzał i postanowił sobie odpuścić tę nienawiść :D
Zgodzę się z przedmówczyniami - ten rozdział był nieco inny, miałam wrażenie, że miejscami trochę się męczyłaś go pisząc, ale mimo wszystko mi się podoba. Uwielbiam Twój gładki, spójny styl i nawet jakbyś napisała przepis na ciasto, to czytałabym to z zainteresowaniem :)
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale miałam małe zawirowania w życiu, poza tym były wakacje, wyjazdy i w ogóle... Wracam do blogosfery małymi kroczkami :)
Niech wena będzie z Tobą! <3
Fajnie, że spodobała Ci się moja wizja Draco. Nie chciałam żeby między nimi była od razu big love, tylko na razie czysto zawodowe relacje. Nie chciałam żeby były między nimi chamskie pyskówki, no ale oczywiście docinki jeszcze będą.
UsuńTo prawda, męczyłam się, pisząc ten rozdział, ale ogólnie nie jest tragiczny. Już mam pomysł na kolejny rozdział także w niedalekiej przyszłości się ukaże. Ojej jak miło :D Nie wiem tylko czy umiałabym ciekawie napisać przepis na ciasto xD
Nic się nie dzieje, ważne, że teraz jesteś :) Ja też mam wiele zaległości i nie mam pojęcia kiedy je nadrobię -.-
Pozdrawiam